Balans wewnętrzny to równowaga, której wielu z nas pragnie we współczesnym zabieganym świecie. Dużo się dziś mówi i pisze o work-life balance. Firmy zapraszają do siebie wyszkolonych trenerów, którzy w godzinach pracy i za pieniądze pracodawcy wspierają zespoły pracowników. Tworzone są całe programy wellness i wellbeing. Mogłoby się więc wydawać, że świat zaczyna wreszcie doceniać potrzebę szukania równowagi. Czy jednak w rzeczywistości szkolnej, a nawet tej korporacyjnej, zafiksowanej na efektach, nie jest to dość abstrakcyjna idea?
Dla mnie ogromny sens ma szukanie balansu na zewnątrz, w naszych codziennych zadaniach, ale czy jest to w ogóle możliwe bez rozwiniętego wewnętrznego zmysłu równowagi? Czy wiemy, w oparciu o jaki punkt ciężkości w wartościach i potrzebach porządkować ten zewnętrzny chaos? A jeśli już, hipotetycznie rzecz biorąc, mamy w sobie taką busolę, czy można ją jakoś regulować i konserwować, by była przydatnym narzędziem w życiu?
Balans wewnętrzny
Nie potrzebowalibyśmy zmysłu równowagi, gdyby wszystko, co nas spotyka, było statyczne i niezmienne. Jednak nic nie stoi. Wszystko płynie. Od nas więc zależy, czy będziemy iść przez życie, tańcząc, czy niepewnie stąpając po linie w obawie, że za chwilę upadniemy. Przez kilka ostatnich lat prowadziłam grupy, w których razem uczyliśmy się wzmacniać wewnętrzny balans. Nazwałam je „szkołą kontaktu ze sobą”, ponieważ intuicyjnie czułam, że do wspierania naszego rozwoju potrzebny jest powrót do elementarnej wiedzy i podstawowych umiejętności, które w sposób naturalny eksplorujemy, będąc dziećmi, a o których znaczeniu wraz z wiekiem często zapominamy.
Zainteresuj się światem
Cały nurt mindfulness, czyli szeroko pojmowana praktyka uważności, jest dla mnie powrotem do dziecięcej gimnastyki naszej uwagi, która nie przywiązuje się do żadnego z doświadczeń i elastycznie podąża za tym, co się pojawia. Podstawy praktyki uważności znajdziesz na stronie Polskiego Towarzystwa Mindfulness
Ciekawienie się tym, jak świat przychodzi do nas i jak się z tym mamy, jest cenną praktyką. Możemy ją ćwiczyć wszędzie i zawsze – przy piciu zimnej herbaty w przerwie między lekcjami, obserwowaniu światła wędrującego po szkolnym korytarzu, doświadczaniu ciszy i hałasu. Jak wtedy zmienia się mój oddech? Co robią moje mięśnie? Co się dzieje w moim brzuchu? Punkt oparcia ma przecież znajdować się w nas – a nie w tym, co zewnętrzne i zmienne.
Trudno jest jednak budować takie zaufanie do siebie (mieć w sobie przysłowiowe oparcie), gdy znacznie więcej czasu spędzamy na kontakcie z tym, co zewnętrzne, nie szukając kontaktu ze sobą albo wręcz odwrotnie – pozwalając, by to, co dzieje się w nas, całkowicie nas pochłonęło (kogo z nas chociaż raz w życiu nie ogarnęła furia?).
Świadomość – krzesło na trzech nogach
W psychoterapii Gestalt mówimy o trzech sferach świadomości, między którymi nasza uwaga może się płynnie przemieszczać lub utykać. Lubię porównywać je do krzesła z trzema nogami, które muszą być równe, by zapewnić stabilność całej konstrukcji. Podejrzewam, że każdy z nas doświadczył chociaż raz w życiu tej niekomfortowej sytuacji, gdy przyszło mu siedzieć na rozchwianym krześle lub jeść przy niestabilnym stole. To niezwykle frustrujące i energochłonne zadanie szalenie rozprasza uwagę, może wywoływać niepokój, a nawet złość. Gdy nie mamy wewnętrznego balansu, każdy ruch na zewnątrz jest mało przyjemnym wysiłkiem. Gdy mamy stabilne oparcie w sobie (rozwiniętą świadomość siebie), ruch na zewnątrz jest przyjemnym sięganiem i staje się tańcem. Przyjrzyjmy się teraz bliżej tym trzem sferom i gimnastyce uwagi, jaką możemy wprowadzić do naszego życia, by stało się one trochę łatwiejsze i… przyjemniejsze.
Sfera zewnętrzna
Wszystkie wrażenia, jakie do mnie przychodzą za pośrednictwem zmysłów, a których doświadczam „na powierzchni skóry”, należą do sfery zewnętrznej. Terapeuci integracji sensorycznej wspieranie tej formy kontaktowania się ze światem, i w moim odczuciu bardzo trafnie, nazywają „dietą sensoryczną”. Warto więc w tym miejscu przyjrzeć się temu, jak odżywiam moje zmysły? Czy dbam o ich regularne pobudzenie – eksperymentuję z zapachami i smakami? Czy rozwijam zmysł dotyku? Uważnie słucham ludzi, ptaków, dźwięków miasta/lasu? Czym karmię mój wzrok? Czy sięgam po sztukę (malarstwo, teatr) i szukam wokół siebie piękna? W ten sposób reguluję mój wewnętrzny balans, wspierając układ nerwowy i dając wytchnienie głowie (sfera pośrednia naszej świadomości), która często jest mocno zajęta myślami i strategiami – co język polski pięknie określa mianem „mieć dużo na głowie”.
Sfera wewnętrzna
Wszystkie wrażenia, jakie pojawiają się we mnie „pod skórą”: oddech i bicie serca, ciepło i zimo, napięcie i rozluźnienie, lekkość i ciężar, mrowienie, ucisk, pulsacja, drętwienie − należą do sfery wewnętrznej. Dla naszej kondycji bardzo ważna jest świadomość tego, jaki wzorzec oddychania mamy.
To także całe bogactwo emocji (tzw. stany cielesno-afektywne), których też doświadczamy przecież w ciele. Sfera wewnętrzna jest jak rozbudowana sygnalizacja. To z niej płyną do nas informacje o tym, jak właściwie się mam z tym, co przychodzi do mnie z zewnątrz (zmysły) lub z mojej głowy (świadomość pośrednia). Czy jest mi wygodnie w tym fotelu, gdy czytam ten artykuł? Czy jestem w napięciu, czy rozluźnieniu? Jakie wywołuje to we mnie emocje? W trakcie czytania przyszło mi coś do głowy, jak się z tym teraz mam? Może się ekscytuję, a może smucę, bo uświadamiam sobie nadmiar obowiązków? Zatrzymaj się i sprawdź, co teraz robisz – utykasz w tym doświadczeniu, czy tańczysz dalej, świadomie kierując swoją uwagą?
Sfera pośrednia
To, co „produkuje” nasza głowa: myśli, uczucia, fantazje, wspomnienia i przekonania jest z jednej strony mediatorem między sferą wewnętrzną a pośrednią. Dodatkowo porządkuje doświadczenia, nadając im znaczenie. To właśnie ona przewiduje i planuje, tworzy i podejmuje decyzje. Warto przyglądać się uważnie temu, co „robi” nasza głowa, ponieważ jest to też ta część naszej świadomości, w której najłatwiej utknąć… Nasz mózg uwielbia szufladki, schematy i powtarzalność – bez tego nie bylibyśmy w stanie funkcjonować w świecie, ale ma to też swoje ciemne strony. Generalizowanie rodzi błędy poznawcze, niektóre usztywnione przekonania wcale nas nie wspierają, a minione doświadczenia życiowe (często przykre) powstrzymują przed działaniem. Czy rozpoznajesz w swoim życiu te momenty? Znasz te myśli? Opiekujesz się tym, co zranione? To jest ten moment, gdy do swojego tańca najlepiej jest zaprosić drugiego człowieka, który pomoże spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy.
Po co nam balans wewnętrzny?
Na jednym z warsztatów w firmie, w której poproszono mnie o wsparcie terapeutyczne, spotkałam się z dużym zdziwieniem, gdy zaproponowałam uczestnikom gimnastykowanie świadomości. Usłyszałam, że można przecież iść pobiegać, zapisać się na jogę lub basen i regulować się w działaniu. Odpowiedziałam wtedy, że nic nie stoi na przeszkodzie, by biegać i jednocześnie gimnastykować się w zakresie uważności, co na pewno wpłynie pozytywnie na jakość tych czynności. Pisząc ten artykuł, zatrzymuję się jednak nad tym ostatnim zdaniem i chyba doświadczam smutku. Słyszę „działanie”, „jakość”, „robienie rzeczy jednocześnie”. Czuję, jak napinają mi się ramiona, w myślach pojawia się pytanie – czy to jest to, na czym mi zależy? Gdzie w tym miejsce na kontakt, ruch i taniec? Nie czuję wewnętrznego balansu. Mój wzrok wędruje za okno do drzew i ciszy lasu. „Mniej działania, więcej zatrzymania”. Ogarnia mnie spokój i ciepło. Tu i teraz znalazłam oparcie w sobie.